- Wiesz... Zawsze mogło być gorzej. - wzruszył ramionami. - Dla mnie najważniejszy jest fakt, iż Ty tu jesteś.
- Przegiąłeś! - fuknąłem mu w głowie, na co usłyszałem śmiech.
- I co takiego mi niby zrobi taki ciamajdowaty Francuzik jak Ty, Jaspe? - usłyszałem. Nie zależało mi na bólu kolenej istoty żeńskiej, spowodowanym przez tego nic nie wartego durnia. Biedactwo miało dużego pecha, bo mam nad nim przewagę żywiołu.
- Zobaczysz... zobaczysz... - mruknąłem uśmiechając się zwycięsko. W pomarańczowych, nocnych oczach Jason'a zauważyłem niepokój i gniew, a ukryte w nich płomienie zaświeciły mocniej. Piroman powrócił myślami do swej towarzyszki.
- Coś nie tak? - spytała zdziwiona.
- Nie, skąd... - chciał kontynuować, ale w tej samej chwili wywaliło korki i zgasły światła, a niebo przecięła błękitna błyskawica. Ciekawe czyja to sprawka? Po jego minie (tak, pomimo ciemności ją widzę) było widać, że uważa to za koniec mojego planu, który pójdzie mu na korzyść.
- Zapalę świeczki, dobrze? - nie czekając na odpowiedź dziewczyny, zrobił to wyjątkowo się szczerząc. - Nastrój nam się zrobił...
Tymczasem ja dosłownie przewracałem się ze śmiechu. Myśli, że jestem tak tępy i nie przewidziałbym czegoś tak oczywistego. Gdy wreszcie złapałem oddech i podniosłem się do pozycji siedzącej, skierowałem dłoń przed siebie. Ogień ze świec zniknął, a na jego miejscu pojawiła się woda. Świeczki płonęły teraz wodą, która o dziwo dawała światło.
- To Ty zrobiłeś? - spytała wpatrzona w "płomyk" Sky.
- Noooo... nieee... - wydukał.
- Jeszcze nie skończyłem! - powiedziałem melodyjnie w jego głowie. - Patrz teraz!
Cały Jason zaczął płonąć pomarańczowym ogniem, a następnie stopniowo stawał się niebieski - powoli przejmowałem panowanie nad ciałem. Cały ogień stopniowo skupiał się w dłoni, a następnie zniknął.
Tylko oczy nadal płonęły na niebiesko.
- Sprawdźmy, czy zadziałało... - powiedziałem bardzo cicho do siebie. Ustawiłem swoje dłonie palcami do siebie i zamknąłem oczy.
Otworzyłem oczy, a świece już nie płonęły wodą. W rękach trzymałem tą samą wodę, której użyłem do zapalenia świec.
- Czyli działa... - uśmiechnąłem się do siebie. Po chwili przypomniałem sobie o Skylar. Rozejrzałem się po pokoju, ale nie było jej... Wpadłem na pewien pomysł i zajrzałem za kanapę. I rzeczywiście tam właśnie siedziała.
- Mnie nie musisz się bać. Każdego demona musi pilnować jakiś anioł. Żadne z nas nie wybiera tego, kim jest. Możemy jedynie spróbować obrócić złą cząstkę nas w dobrą. Nie miej do niego żalu, już wystarczy, że ja noszę w swym sercu żal do niego, który powoli mnie niszczy. Uważaj na siebie, proszę. - powiedziałem z naciskiem na ostatnie słowo. Założyłem kaptur na głowę i podszedłem w stronę okna, które natychmiast otworzyłem. Raz jeszcze obejrzałem się za siebie, w stronę dziewczyny. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyskoczyłem, a w tym samym czasie niebo przecięła kolejna błękitna błyskawica. Wróciłem do siebie.
(Sky? Jakby co, to ona go nie poznała XDD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz